Gruzja,  Podróże

Zwiedzanie Uschguli – jak dojechać i co zobaczyć w najwyżej położonej osadzie w Europie

Ushguli to cztery małe wioski położone na wysokości 2089-2200 m n.p.m.: Żibiani, Czwibiani, Czażaszi oraz Murkmeli. Jest uważana za najwyżej położoną osadę w Europie i jedną z najtrudniejszych do zdobycia w trakcie zimowych miesięcy. Uschguli jest malowniczo położone u stóp słynnego wierzchołka Szchary, pięciotysięcznika zdobywanego przez wielu alpinistów w tym grupę z Polski.

Uschguli słynie z obronnych wież, w których mieszkają te same rody co w XII wieku. Po dziś dzień w dobrym stanie utrzymało się ponad 200 zabytkowych zabudowań. Wieże służyły do obrony przed wrogami, ale także przed napaścią innego rodu. Architektura każdej z wież była solidnie pomyślana, wszystko po to, aby móc ukrywać się w razie zagrożenia przez długie nawet zimowe miesiące.

Jak dojechać do Uschguli?

Do Ushguli można dostać się tylko wynajętym samochodem, zaczynając swoją podróż z wysokogórskiej Mestii. Cena takiej wyprawy to ok. 200 GEL za auto. Jechaliśmy ośmioosobową grupą, więc koszty były bardzo niskie, jak na długość trasy oraz stan drogi. Do miejscowości prowadzi kawałek drogi asfaltowej, reszta pokryta jest szutrem, żwirem i błotem, co bezpośrednio wpływa na tempo przemieszczania się. Długość drogi to ok. 50 km, a czas potrzebny na jej pokonanie to ok. 4 h.

Planując podróż, należy pamiętać, że wynajęty samochód musi posiadać napęd na cztery koła. W okresie zimowym miejscowość odcięta jest od świata, a drogi dla samochodów są nieprzejezdne. Zła pogoda nawet w lecie może Wam uniemożliwić dojazd do Uschguli.

Stan drogi do Uschguli

Obszar Swanetii charakteryzuje się dużą ilością ruchów masowych, jakimi są obrywy skalne w partiach wyższych i skalistych gór, zsuwaniem się i obrywaniem materiału skalnego ze zboczy. Niejednokrotnie można to zauważyć na drodze do Mestii, gdzie w trakcie intensywnych opadów grunt zasypuje główną drogę ziemią i skałami. Tak samo jest w przypadku drogi do Uschguli. W partiach wyższych i bliżej wioski przez środek drogi przepływają rzeki lub w poprzek przekraczają wodospady. Bądźcie czujni, a jeśli macie słabe nerwy nie wychylajcie głowy za okno.

Nie bądźcie również zdziwieni, jeśli zatrzyma Was góra skalnego gruzu. Wtedy zarówno kierowca, jak i Wy możecie zostać zaprzęgnięci do odgruzowania drogi. Gruzja ze względu na słabą infrastrukturę nie posiada odpowiedniego zaplecza do radzenia sobie z takimi sytuacjami. Zbocza gór nie są zabezpieczane, nie ma odpowiednich służb do alarmowania, a ze wszystkimi problemami muszą sobie radzić lokalni mieszkańcy i kierowcy. 

Droga jest dość ekstremalna, w szczególności dla fanów obijania się w aucie o pozostałych pasażerów. Po ponad dwóch godzinach jazdy człowiek wychodzi z wnętrza i dziękuje, że nie zwymiotował na swoich kolegów. Poza wyboistą drogą atrakcją są przepiękne widoki i niesamowite przepaście! Ledwie kilka centymetrów dzieli auto od stromego zbocza opadającego w dół rzeki.

Zwiedzanie Uschguli

Turystów w miejscowości jest o wiele mniej, prawie wcale, sklepików i „magazinów” nie widać, miejscowi poukrywani w swoich domach. Tylko wieże te same co w Mestii. Spokój i cisza, aż ciężko uwierzyć, że to miejsce jeszcze nie przeżywało rozkwitu turystyki – za co my serdecznie dziękowaliśmy.

Oczywiście w trakcie zwiedzania nie można zapomnieć o średniowiecznych wieżach. W Żibiani obok posterunku policji znajduje się wieża, a w niej stare liturgiczne zbiory pochodzące z wykopalisk na terenie Ushguli.

Muzeum

Tutaj zaczynamy rozmowę z policjantem. Muzeum jest, ale zamknięte, a my spragnieni wiedzy i historii o Swanach koniecznie chcemy je odwiedzić. Policjant – żywo zainteresowany – pyta skąd jesteśmy. Po krótkim przedstawieniu się i wyrażeniu chęci zwiedzenia muzeum dzwoni z przedpotopowego telefonu do „dyrektor muzeum”. Odkłada telefon i mówi „Za chwilę ktoś przyjdzie i otworzy.”. Czy policja ma numery telefonu do każdego mieszkańca? Hmm…

Pani przychodzi, otwiera stare drewniane drzwi i wpuszcza nas do środka. Obowiązuje mała opłata i zakaz robienia zdjęć. Wtedy po raz pierwszy wchodzimy do wieży, w której strome schodki i drabiny dają niektórym popalić. Wieże i ich budowa ma w tym regionie olbrzymie znaczenie. Rody budowały je po to, żeby bronić się przed najazdami, ale również przed innymi mieszkańcami miasteczka. Ich konstrukcja pozwalała na ukrywanie się i obronę przez wiele tygodni. Drabiny zamiast schodów pełniły ważną funkcję w obronie.

Chowano się na najwyższych piętrach wraz z całym dorobkiem. Wyższe piętra służyły do przechowywania żywności. W trakcie pokoju na najniższym piętrze mieszkało się z całą rodziną i posiadanym inwentarzem. Zdjęcia z tego, jak wygląda izba gospodarska zobaczycie tutaj.

Cerkiew Lamarii

Z muzeum kierujemy się w stronę cerkwi Lamarii (św. Marii). Znajduje się na wzgórzu i nie trudno ją zauważyć, bo góruje nad pozostałymi wioskami. Aby się do niej dostać, należy przejść dołem przez wioskę lub też górą zboczami. My wybieramy się przez wioskę, żeby zobaczyć, jak mieszkają ludzie. Pomiędzy domami jest sporo błota, trzeba uważać, żeby nie wpaść do świeżo wywiezionego obornika, ale wszystko ma przecież swój urok.

W cerkwi obowiązuje długa spódnica, którą można dostać przy wejściu do świątyni. We wnętrzu znajdują się freski z XI-XII wieku, a na zewnątrz, w obrębie kompleksu warto zobaczyć cmentarz. Jest bardzo nietypowym miejscem – na nagrobkach stoją szklanki, kieliszki, wódka (?), zapitki, nawet są stoły. Z frontu nagrobek przedstawia oficjalną twarz i osobowość zmarłego, a z tyłu postać z kieliszkiem lub szklanką wina w ręku.

Droga prowadząca do wioski jest tak senna, że po kilku większych dziurach i ostrych przejazdach zaczyna się zasypiać. Wpada się w objęcia Orfeusza, budząc się dopiero przy pojawiających się na horyzoncie wieżach. Swanetia ma swój urok, ale najpiękniej jest tam wiosną i latem. W górskich wioskach kwitną kwiaty, łąki pokrywają się świeżą zieloną trawą, a na pastwiskach wypasa się bydło.

Uschguli – górski koniec świata

Uschguli nie ma dobrej bazy noclegowej i to jest rzecz, która nie zmieni się w najbliższym czasie. Póki nie powstanie droga asfaltowa, póki infrastruktura nie nabierze rozpędu wioska będzie nadal słabo rozwinięta. Tu nie ma hoteli, można jedynie wynająć pokoik lub rozłożyć swój namiot. Można spać blisko wieży na ukwieconej latem łące. Wioska jest maleńka, nie ma za wiele do zaoferowania zarówno turystom, jak i swoim mieszkańcom. Ciężkie i trudne zimy nie sprzyjają zaludnianiu tego obszaru.

Większość Swanów ucieka do dużych miast lub wiosek porzucając dotychczasowe pasterskie życie, które do tej pory było związane z hodowlą bydła. Nie jest im łatwo, ale Gruzini to wyjątkowy naród – silny, waleczny, wręcz wojowniczy i uparty. Potrafią dopiąć swego, ale potrafią też ciężko pracować. Moi znajomi Gruzini to wielokrotnie przykłady do naśladowania. Nie znam drugiego takiego narodu.

Wizyta w wiosce uświadamia wielu z nas, jak bardzo trudne jest życie w takim miejscu, na krańcu świata. Dostęp do wioski zimą jest ograniczony, a zaopatrywanie się w podstawowe środki niezbędne do życia musi być zawsze przemyślane. Mieszkanie w takich warunkach to norma dla tubylców – dla nas olbrzymi szok kulturowy. Powinniśmy ich podziwiać, te maleńkie dzieci pomagające rodzicom w gospodarstwie, ich codzienny trud, dla nas tak bardzo abstrakcyjny.

Wizyta w wiosce była dla mnie smutna, może ze względu na porę roku, roztopy i oczekiwanie na wiosnę, pogoda również nie sprzyjała spacerom i podziwianiu. Jednak uważam, że warto było tam pojechać i zobaczyć prawdziwe życie górali gruzińskich.