Gruzja,  Podróże

Mestia – maleńka miejscowość w Swanetii

Przyjeżdżając do miejscowości Mestia ma się wrażenie, że jest się w sercu górskich szczytów Kaukazu. Przepiękne widoki rozciągające się wokół miasteczka urzekają tak bardzo, że można zapomnieć o codzienności. W tle góruje potężna Uschba, zaśnieżona piramida Tetnuldi rozkochuje, a Szchara przeraża śmiałków. Wszystko to zobaczymy z małej Mestii.


Mestia – gruzińska perełka

Mestia leży na wysokości ok. 1500 m n.p.m. i z daleka wygląda jak miasteczko z małymi zameczkami. Wszystko przez średniowieczne wieże z XII wieku. Służyły do obrony przed wrogiem, który napadał na Swanecką krainę, ale także przed sąsiadami. Wendetta była powszechnym zjawiskiem. Skłócone rody krwawo walczyły pomiędzy sobą, a wieże pomagały się bronić. Jeszcze 100 lat temu zjawisko to było uznawane za powszechne.

Sama Mestia jest cudownym zabytkiem. Na każdym kroku czuje się historię, historię przepiękną i tajemniczą zarazem. Jak nie kochać Gruzji, gdzie tradycja i historia przeplatają się z życiem codziennym? Niewiele jest takich miejsc na świecie. Sama Mestia zmienia się z roku na rok. Coraz częściej widoczne są „perełki architektoniczne” nowej cywilizacji. Czy Mestia stanie się drugim Tbilisi? Chyba nie, jest zbyt wysoko położona, może kiedyś stanie się górską miejscowością na podobieństwo Zakopanego. Jednak musi upłynąć sporo czasu, zanim to nastąpi. Sam dojazd do Mestii nie należy do najłatwiejszych, asfalt zmywają lawiny i osuwiska.

Ja Gruzją jestem zachwycona. Myślę, że trafne spostrzeżenie miał Ryszard Kapuściński, że Gruzja to piękny kraj…

Podróż zaczynałem od Gruzji i to był błąd. Gruzja powinna być zakończeniem, a nie początkiem. Wszystko tu stwarza wrażenie przybicia do przystani, dotarcia pod dach. Wszystko – klimat, krajobraz i obyczaje – namawia, żeby przysiąść w cieniu, łyknąć wina, odetchnąć i pomyśleć: fajnie tu. Piękny to kraj, Gruzja.

Ryszard Kapuściński, Kirgiz schodzi z konia.

Cerkwie

W Mestii wiele możecie zobaczyć. Jak każde gruzińskie miasteczko jest w niej kilka kamiennych cerkwi z X-XI w., w których zobaczymy arcydzieła sztuki sakralnej. Przepiękne freski zauroczą konesera, a wprawne oko zobaczy, że są to bez wątpienia perełki z czasów średniowiecza. Do cerkiewek można wejść, Panie obowiązkowo muszą posiadać długie spódnice, z czym spotkałam się również w Ławrze Poczajowskiej, ale informacja o posiadaniu długiej spódnicy nie powinna nikogo dziwić. Przeważnie przy wejściu do świątyni są długie fartuchy, które można założyć.

Muzeum Historyczno – Etnograficzne

Poza cerkwiami w Mestii znajduje się Muzeum Historyczno-Etnograficzne. Znajdziemy w nim przedmioty liturgiczne, księgi i ikony. Jest to wspaniała skarbnica, która niegdyś strzeżona była przez Swanów. Swanowie są do tej pory nieufni, a w swoich przydomowych skarbcach i sejfach chowają to, czego boją się pokazać, by nie zabrano. I nie trudno się im dziwić. W domach mają arcydzieła rangi światowej.

Swanowie są niesamowicie gościnni i na każdym kroku słychać Gamarjoba! –  czyli dzień dobry.

Wspinając się powoli w górę jednej z uliczek, mijamy plac zabaw, gdzie pasą się świnie. Widok całkiem normalny, a jeszcze bardziej normalne jest przechadzanie się świni po ulicy.

Wieża widokowa

Docieramy do „muzeum wieży”, gdzie muzeum wcale nie ma, ale można się wspiąć za 1 GEL na dach i zobaczyć cudowny widok na całe miasto. Wspinaczka po drabinach tylko dla odważnych i ludzi o mocnych nerwach. Drabiny trzęsą się, a do tego kończą w niespodziewanym momencie. Widok jest oczywiście oszałamiający.

Srebrzyste góry…

Podróżując po Swanetii człowiek ma wrażenie, że góry otaczają go z każdej strony…Góry, srebrzyste szczyty mienią się w promieniach słonecznych. A Gruzja to przecież mały kraj, jest czterokrotnie mniejsza od Polski!

Piękny to kraj, Gruzja. Z każdego miejsca widać góry. Podniebny Kaukaz, zielone grzbiety Suramu. Słońce pada na śnieżne szczyty kaukaskie, odbija się i oświetla Gruzję. Dlatego promienie słoneczne, zabarwione kolorem śniegu, są tu nie złote, a srebrne, jak oprawa starej ikony. Gruzja to mały kraj, ponad cztery razy mniejszy od Polski. Ale to właśnie porównanie nigdy nie przychodzi tam na myśl. Wrażenie kłóci się z faktami, ponieważ wszechobecność gór zmienia prawa optyki.

Gruzja wydaje się ogromna, bezgraniczna jak ocean. Góry pomnażają krajobraz. Na danej przestrzeni równina oferuje tylko jeden pejzaż. Na tej samej przestrzeni góry pokażą dziesiątki, a nawet setki widoków. Wystarczy przejechać kilometr dalej, wystarczy minąć jakieś zbocze, wejść na skałę albo opuścić się w dolinę. Obraz będzie się rozrastać, potężnieć, przekraczać ramy, nabierać nowych wymiarów; w końcu, obracając się niemal w jednym miejscu, zaczynamy odczuwać, że poruszamy się w nieskończoności. Nie byłem w stanie przewędrować Gruzji ani nie umiałem znaleźć z niej wyjścia. – Ryszard Kapuściński, Kirgiz schodzi z konia

Mestia wieżami stoi – muzeum w wieży

Idąc kawałek wyżej, natrafiamy na przydomowe muzeum w wieży. Tym razem muzeum jest prawdziwe.

Wieże pełniły niegdyś funkcję mieszkalną, zbudowane są z trzech pięter, gdzie mieszkała cała rodzina. Zimą wszyscy mieszkali na parterze, a latem przenosili się na wyższe piętra. Co zaskakujące – w jednym pomieszczeniu zimą mieszkało ok. 25 osób! WRAZ Z INWENTARZEM! W pomieszczeniu mieszkały kurczaki, owce oraz krowy.

Na zdjęciu powyżej: z półokrągłych okienek wystawiały głowy zwierzęta, a nad nimi spali ludzie.

Jak mieszkali Swanowie

Na dużej drewnianej ławie zasiadali mężczyźni, kobiety siedziały wraz z nimi, ale przy mniejszych, zwykłych ławach, dzieci z boku, a głowa rodziny na ręcznie rzeźbionym tronie. Na środku pomieszczenia paliło się ognisko, nad którym gotowało się i piekło mięsa. Bezpośrednio nad ogniskiem leżała kamienna płyta (z łupka), na której pieczono mięsa i tradycyjne chleby.

Wszystko pięknie, ale jak ludzie i zwierzęta zdołali przetrwać całą zimę w jednym pomieszczeniu? A więc w pomieszczeniu panowała doskonała cyrkulacja. W miejscach, gdzie spały zwierzęta były malutkie okienka, które wietrzyły pomieszczenie. Dodatkowo palono świerkowe gałązki, które wydzielały przyjemny zapach i działały antyseptycznie.

Ok, pewnie zapytacie co z dymem? Przecież paliło się ognisko, nad nim gotowały się potrawy i dodatkowo palono świerkowe gałązki. A więc w suficie były szczeliny, przez które dym uciekał na wyższe piętro, gdzie gromadzono siano dla zwierząt. Przez szczeliny można było wyciągać dla zwierząt siano bez potrzeby wychodzenia na wyższe piętro. Zmyślni Ci Swanowie.

Gruzini – obywatele Gruzji

Kapuściński o Gruzinach mówi, że są przywiązani do kraju. Naturę Gruzina i jego charakter kształtują góry. Podróżując po tym kraju, ale także mając znajomych Gruzinów, przyznaję mu rację. Bo Gruzini to romantycy, o oczach magicznych, ale charakter mają wojenny, ciężki, wręcz górski.

Przez kilka dni dzieliłem los Gruzinów, przekonany, jak oni, że jednego życia za mało, aby obejść całą ich Republikę. Góry kształtują również naturę Gruzina. Gruzin strzeże tajemnicy gór i wierzy, że trzeba je rozumieć. Wie on, że urodził się jako ich strażnik i opiekun, i z tego przekonania czerpie najgłębszą satysfakcję. Dlatego Gruzin nie ma w sobie nic z obywatela świata. Jeździ za granicę bez entuzjazmu i niechętnie osiedla się w innych krajach. Gruzinów można spotkać właściwie tylko w Gruzji. Ich patriotyzm jest patriotyzmem ziemi, tej doliny albo tego wzgórza, gdzie człowiek się urodził i gdzie -jak nakazuje zwyczaj – powinien umrzeć. Gruzini nigdy nie byli koczownikami, co w tej części globu, przedeptywanej przez ciągle wędrujące ludy, jest rzadkim zjawiskiem. Pędzili życie osiadłe, zamknięci w swoich mikroświatach, często nie większych niż jedna dolina.

Granica tej doliny – zawsze górzysta – mogła być dawniej dla Gruzina granicą ziemi. W każdym takim zaścianku ludzie mówili własnym dialektem, mieli swoje obyczaje, swój porządek społeczny. Trudny do poruszania teren pchał ich w stronę partykularyzmu. Świat kończył się tam, dokąd można było dojechać koniem. Stąd w przeszłości Gruzini albo odpierali kolejnego najeźdźcę, albo toczyli między sobą niekończące się wojny. Księstwo najeżdżało na księstwo, zaścianek na zaścianek, dolina na dolinę. Okresy pełnej jedności, choć wspaniałe, nie były nigdy długie. Dzisiaj to wszystko jest przeszłością. Gruzin jest obywatelem Gruzji, jest częścią tej ziemi. Przy każdej okazji, nawet w sytuacjach najbardziej rodzinnych i prywatnych pije on toast „za naszą wspaniałą Gruzję”. W barach również piją taki toast. U nas podobna manifestacja uznana byłaby za zbyt patetyczną. A tutaj jest naturalnym, przyjętym rytuałem. – Ryszard Kapuściński, Kirgiz schodzi z konia

Stare panny w wieżach

Dodatkowo dowiedzieliśmy się, że w domach często były samotne panny, które miały problem z wyjściem za mąż, ale nie dlatego, że były nieurodziwe. Rodzina przygarniała je i opiekowała się nimi, często aż do śmierci. Przyczyn jest kilka, pierwsza taka, że kiedy zimą śnieg zasypywał doliny, panna nie mogła wyjść z wieży, a więc kontakt z miejscowymi chłopcami był ograniczony. Dodatkowo w trakcie wendett wielu z mężczyzn ginęło, więc panował niedobór płci męskiej. A latka leciały…

Takich malutkich przydomowych muzeów w Mestii jest wiele. Czasem wystarczy zapukać, a drzwi otwierają się same, natomiast wnętrza ukazują niesamowite zabytki. Warto się powłóczyć po malutkich uliczkach, może i Wy coś znajdziecie.

error: Content is protected !!